czwartek, 14 stycznia 2016

Wymiana studencka/studia za granica

Dzisiaj, tak z zaskoczenia - post z sensem! Czyli o wymianie studenckiej. Wiele kierunków na angielskich uniwersystetach oferuje możlwość studiowania za granicą - zazwyczaj na 2gim roku, w moim przypadku w 2gim semestrze 2go roku (czyli od około stycznia). Na moim uniwersytecie taką możliwość mają głownie osoby studiujące w School of Buisness, wliczając Tourism. I muszę sobie ja podjąć decyzję na które uniwerki chcę aplikować. Mogę na 3, opcji mam chyba ponad 20. Mam też możliwość uparcia się żeby iść na uniwersytet spoza listy, ale to kupa formalności. Uniwersytety Europejskie oznaczają także stypendium z Erasmusa. Wiele z tych uniwerków wymaga znajości w dobrym stopniu lokalnego języka, a jako, że ja poza angielskim i polskim władam tylko w małym stopniu francuskim, muszę wybrać angielsko-języczny program. I taką opcję mam w kilku miejscach na liście : Finlandia (1 uniwerek), Francja (1 z 5), Malta (1), Rumunii (1), Niemcy (2), Szwajcaria (1), USA (3), Kanada (3), Chiny (2), Japonia (1).
Odpadają w moim przypadku wszystkie uniwerki w Hiszpanii, Meksyku i większość francuskich. Na pewno nie wybiorę si,ę do Niemczech (niemiecki, bleh!), Szwajcarii (niemiecki, bleh!) i Rumunii (akurat ja nic do Bukaresztu nie mam, uniwersytet też dosyć dobry, ale ogółem to no, nie jest to obszar moich zainteresowań i chociaż Rumunia kładzie duży nacisk na język angielski to dogadać się z nimi... R. mnie odstraszył skutecznie). Nie zaaplikuję także na Maltę (oferują extra kasę, ale no, nie budzi to jakiegoś wzbudzenia zachwytu u pracodawców, że ktoś studiował na Malcie), do Chin (brak jakiegokolwiek wsparcia finansowego i problemy językowe) i niestety do USA (koszt wizy, brak wsparcia). W Finlandii jest zimno jak cholera i raczej nie doświadczyłabym szoku kulturowego, więc też nie bardzo.
 
Na pewno chcę aplikować do Rikkyo University w samym Tokio! Niestety ta opcja nie jest jeszcze potwierdzona, nie wiadomo czy i ile będzie miejsc i ogółem dużo niepewności. Ale jeżeli potwierdzą to na pewno zaaplikuję. Nie ma erasmusa, ale jest wsparcie finansowe do zakwaterowania, więc finansowo bym nie traciła. Wzięłabym też darmowe lekcje japońskiego, oferowane przez mój uni.
Czyli 1sze miejsce z głowy... I co z resztą? Wydaje mi się że zaaplikuję na francuski uni w Strasurgu, szkoda, że aż tak pod niemiecką granicą, ale to jedyny który naucza po angielsku z mojej listy.
Ogromnie bym chciała do Kanady, blisko do granicy z USA, łatwiejsze wizy, ogółem wszystko super, tyle, że bez wsparcia finansowego... Więc sporo mam jeszcze do myślenia. Ogółem mam miesiąc, żeby się zastanowić i napisać krótki personal statement. Potem w kwietniu bym się dowiedziała, czy jest gdzieś dla mnie miejsce i poznałabym kryteria dostania się (zazwyczaj średnia 2:1 itd.). Oficjalne zaakceptowanie w lipcu. Potem dużo spraw papierkowych, wizy, ubezpieczenie itd. i zazwyczaj w styczniu-lutym 2017 wylot. O ile ma się szczęscie załapać się na miejsce.
Największy problem na razie to znalezienie pokoju na 6 miesięcy pomiędzy sierpniem a styczniem w przyszłym roku. Oglądałam tylko jeden dom i standard okropny, gorszy niż mieszkałam w Slough, za więcej kasy niż płacę teraz za akademik o w miarę dobrym standardzie. Mój uni oferuje parę opcji w różnych akademikach, za takie pieniądze, że buty spadają haha czyli OD 115 funtów tygodniowo w górę. Ja płacę teraz jakieś 85 tygodniowo, jeżeli w końcu mi się zycie finansowo ułoży (taki jest plan, jak nie to wcale nie będę studiować w przyszłym roku) to będę mogła płacić maksymalnie 100. 60 funtów miesięcznie piechotą nie chodzi... No ale zobaczymy, coś się znajdzie.
Pozdrawiam :D

niedziela, 10 stycznia 2016

Nie moge spać, update, długi post bez sensu

Cześć,
Nudzi mi się, jest 2:30 w nocy, to może coś popiszę. Uwaga nudny akapit: Ogółem to już tak od około tygodnia chodzę spać koło 3:30-4:00 i siłą rzeczy budzę się pomiędzy 11:30 a 13:00 (mimo miliarda budzików). Nie wiem czemu, po prostu totalnie nie chce mi się spać. Więc o 3 w nocy można mnie spotkać robiącą pranie, galaretkę czy testującą nowy makijaż. Bo się czuję tak rześko. Strasznie mnie to denerwuje i jak ktoś wie jak u diabła mogę się przestawić na normalny cykl dobowy byłoby super (budziki wcześniej rano nie działają, ustawiłam raz około pięciu żeby obudzić się o 10:30, czyli i tak późny ranek i dupa. Obudziłam się, próbowałam wstać, ale byłam po prostu tak zmęczona, że nie było opcji, żebym mogła funkcjonować i musiałam przespać tą extra godzinkę).
No to do tematu, co tam u mnie (z jakiegoś powodu ludzi to interesuje, nie wiem czemu). W poniedziałek zaczyna się nowy semestr i od razu witam go we wtorek egzaminem z Francuskiego do którego muszę się jutro w końcu zacząć przygotowywać. Czekam także na 2 oceny, jedna ma przyjść w nadchodzącym tygodniu.
Pieniędzy jak nie miałam tak nie mam, ciągle dupa i stres mnie zżera strasznie. Pracy też nie mam. Tyle co ojciec mi wysłał trochę pieniędzy, więc funkcjonuję jeszcze, ale na prawdę, nie układa mi się.
Za to społecznie i ogółem zrobiłam niezłe postępy, głownie dzięki spotkaniom międzynarodowych studentów (pokazałabym Wam zdjecia z wczoraj, ale na każdym jestem podpita, więc lepiej nie) oraz aplikacji Tinder (proszę mnie nie oceniać :D). Poznałam na sylwestrowej zabawie w rockowo-metalowym klubie (nie mam pojęcia jak ja się tam znalazłam, ale tylko jedna osoba mnie gdzieś zaprosiła, więc nie miałam wyboru) pewnego chłopaka i w ogóle to byliśmy na randce w prawdziwej RESTAURACJI. Mój posiłek kosztował więcej niż cały mój outfit, wliczając kurtkę... (ubieram się na przecenach i w Primarku, więc to trochę wyjaśnia). Przynajmniej zjadłam coś normalnego a nie tylko zupki chińskie, obiadki za funta z Icelanda i galaretki (galeretka to jakieś 40p a prawie jak deser haha).
Okay, zabrakło mi rzeczy do pisania, ale będę ciągnać post, bo nie mam nic innego do roboty w ciągu nocy. Przez tą straszną zimową przerwę (tygodnie już trwa, tygodnie!) obejrzałam tyle filmików na youtube, że mi już braknie haha. Czyli starzy dobrzy Jenna Marbles, Shane, ManvsPin, klipy od Ellen, Tati... Ogółem no shame.
Przytyłam też. Nie wiem czy wspominałam, ale ja za każdym razem jak jem galaretkę (zaczęłam jeść w tym tygodniu. Zjadłam już 5.) to jem je z bitą śmietaną w sprayu. Kończy mi się druga butla. W niecały tydzień. I mnóstwo chipsów. I torcik czekoladowy. I jedzenie w McDonaldzie. Samotnie mi było przez tą przerwę to się obżeram.
Dobra zamilknę już i spróbuję zmusić się do bycia śpiącą ;D
Pozdrawiam ciepło (bo ogółem jest ciepło tutaj, nie ma śniegu ani mrozów ani nic)

piątek, 18 grudnia 2015

Młodzi anglicy i ich powiedzonka/slang 18+

Hej,
Dzisiaj tak chciałam Wam poopowiadać o slangu anglików. Oczywiście jest on różny w różnych partiach kraju itd. Nie mam tutaj na myśli idiomów (raining cats and dogs itd.) ale raczej rzeczy które musiałam googlować z urban dictionary. Bardzo popularne w powszechnym użyciu.  Niektóre z nich przysporzyły mi parę dziwnych wpadek językowych/nie zrozumienia stron... :D Wy może już je znacie, ale ja ich większości z nich nie znalam przed przyjazdem. Od razu chcę zaznaczyc, że te sytuacje nie pochodzą z mojego doświadczenia (haha, niestety?), ale po prostu są dosyć zabawne, przydatne do rozumienia żartów itd.
 Uwaga, post 18+ !!
1. Netflix and chill - No, wiedziałam co to jest netflix i, że chill oznacza relaks, no ale stopień relaksu o jakim mowa w tym zdaniu jest zaskakujący. Bardzo popularny zwrot. Znaczenie podobne do booty call i hook-up - oznacza po prostu spotkanie w wiadomym celu :D
2. Bae - Before Anything Else. Cos jak baby, partner, babe, brzmi bardzo dziwnie w mowie, glownie uzywane w mediach spolecznosciowych, ze ktoś dla nas dużo znaczy (głownie dla bardzo młodych nastolatków).
3. Walk of shame - Hahaha, nie spotkałam się z odpowiednikiem w języku polskim. Jest to bardzo zawstydzający powrót nad ranem do domu, po nocy spędzonej zazwyczaj z nowo poznanym partnerem. Taki spacer we wczorajszej sukience i z rozmazanym makijażem o 7 rano.
4. Skinny dipping - plywanie/uzywanie jacuzzi czy cokolwiek takiego nago.
5. Basic bitch/basic - raczej frywolnie definiowane, taka baardzo typowa biała laska znaki rozpoznawcze: podróba uggsów, myślenie że jest się gwiazdą każdej imprezy, obsesja na punkcie starbucksa, noszenie legginsów każdego dnia do zwykłej bluzki. Może być użyte jako lekka obelga.
6. Bitch resting face - kiedy ktoś, bez takich zamiarów, wygląda bardzo niemiło z normalnym wyrazem twarzy. Po prostu patrzysz i myślisz "ta dziewczyna wygląda jakby wszystkich nienawidziła".
7. Cock block - ciężkie do zdefiniowania, kiedy zadzieje się coś co spowoduje, że mężczyzna straci swoje zainteresowanie odbyciem stosunku/pojsciem na randke itd. :D Np. dziewczyna zacznie gadać o swojej matce, lub chłopak dowie się czegoś o jej przeszłości itd.
8. Cougar - coś jak żeński odpowiednik sugar daddy. Bycie zainteresowanym znacznie młodszymi partnerami, często w zamian za np. prezenty (nie zawsze jednak, nie jest to aż tak połączone z płaceniem jak sugar daddy).
9. Can't even/I can't even - Tak to jest całe zdanie np. "I am so angry, I can't even".Albo " Amazing, literally can't even" - uważane obecnie za denerwujące, ale ogółem oznacza, że ktoś jest z jakiegos powodu bardzo podekscytowany.
10. It's sick/It's sickening - a więc wprost przeciwnie, coś jest super i w ogóle, perfekcyjne. Np. gdy podoba nam się jakiś nowy utwór, jedzenie, taniec, cokolwiek :D

Wiem, ten post nie ma sensu haha, no ale mam nadzieję że komuś się może przyda ;P

środa, 16 grudnia 2015

Polowa grudnia?!

Siemka,
Połowa grudnia już za nami (właśnie u mnie wybiła północ), kończy mi się więc pierwszy semester. Zleciało niesamowicie, czuję się jakbym tak na uczelnie chodziła z 3 tygodnie. Jestem trochę zmęczona, głownie emocjonalnie, więc nie będzie to jakiś zorganizowany post, tak sobie chcę popaplać. Dzisiaj troche optymistyczniej (nie chodzi o to, że moje problemy odeszły... Po prostu nie chce mi się o nich gadać :D)
Moje życie społeczne w końcu (!!) zaczyna się jakoś rozwijać, nie to że jakiś szał, ale jest dużo lepiej. Chodzę co piątek wieczorem do kawiarni/baru na spotkania międzynarodowej... Society (jak to jest po polsku?? Społeczności?) i ogółem przekochani ludzie, tak naprawdę nie jest to oficjalne spotkanie, przychodzą nie-studenci, tak samo jak rodowici anglicy, ale jest zazwyczaj bardzo miło.
W sobotę miałam też imprezę w moim akademiku, urządzili christmas party, przyszło dosyć sporo ludzi (z 30? może więcej, bo to się działo w 3 mieszkaniach). I wstyd się przyznać, ja mieszkam 2 minuty dosłownie od tego mieszkania (malutki akademik :D), w niedziele zaczynałam pracę o 11, a do swojego pokoju dotarłam o 10:20. Rano. No, ale było miło. Moje współlokatorki nie wiedzą o mojej jakże długiej drodze powrotnej, także sza! Przyprowadziłam koleżankę z kierunku (ona też zostaje na święta, pracuje ze mną, studiuje, ogółem się nawet bym powiedziała kumplujemy, chociaż nigdy nie wychodzimy we dwie czy coś), dziewczyna jest na każdej imprezie i zawsze się upija, Uwielbiam ją ;D Spała na podłodze o 3 rano, ale ilu znajomych się dorobiła.
Studia są... Proste. W sensie moje, bo jak ktoś studiuje prawo czy medycynę, to wiadomo, że nie ogląda sezonu Dextera w 2 dni, ale ja ten luksus mam. Dzisiaj miałam egzamin z francuskiego, w piątek deadline eseju, czekam ciągle na ocenę z grupowego plakatu (nigdy mi się tak cieżko w grupie nie pracowało, wybiłabym tych leniwów gnojków, jak dostanę niską oceną to im oczy wydłubię). Z innej grupowej prezentacji (o wiele lepiej nam się pracowało) dostałam 2:1, czyli upper middle class.Wyjaśnie szybko skalę ocen na uniwersytecie, bo ku mojemu zaskoczeniu nie jest to A-F jak sie przygotowywalam.
70+ - 1st class. Najlepsza ocena.
60+ - 2:1 upper middle class
50+ 2:2 lower middle class
40+ 3rd class - najniższa zaliczająca ocena.
Ogółem moją ambicją jest by jak najrzadziej schodzić poniżej 2:1, bo taka średnia jest dosyć poważana i potrzebna mi także do studiowania za granicą na 2 roku (od stycznia do lata mam opcję studiowania za granicą, ciągle się zastanawiam, czy Francja, czy Finlandia czy Japonia. Jak bym była bogata szła bym w USA/Canada no ale ni mam więc cóż).

Pozdrawiam, jak macie jakiś pytania to śmiało, podawajcie też wątki o których mogłabym pisać. Uni mi się kończy, przerwa świątczna to mam trochę czasu.
PS. Wybaczcie mi proszę wszelkie błędy gramatyczne/ortograficzne, mózg mi totalnie wysiada po mieszance angielsko-francuskiej :D

wtorek, 10 listopada 2015

No cóż...

Cześć,
Jestem, żyję, czytam komentarze, ale bardzo długo odkładałam napisanie posta. Nie bez powodu.
UWAGA! Będzie depresyjnie, to nie jest post z poradami, czy czymkolwiek przydatnym dla Was. Tak się chciałam wygadać.
Mianowicie... Nic nie poszło zgodnie z planem. Jest obecnie 9 listopada, nie przepracowałam ani jednego dnia. Pracę owszem, znalazłam. Parę dni temu, zaczynam 16tego w kawiarni. Mega mega ciężko znaleźć pracę. Nie da się zliczyć ile aplikacji wysłałam, jak bardzo się starałam. Miałam moje CV sprawdzone i wszystko okay, mnóstwo moich znajomych również ma problem ze znalezieniem pracy.
Małe miasto + kupa studentów = ciężko znaleźć pracę. Nie polecam.
Brak pracy oznacza także, że nie dostałam jeszcze żadnej pożyczki czy wsparcia od Uniwersytetu, nie dostaję nic od rodziców, więc oszczędności mi się lawinowo kończą i nie wiem co teraz. Zarobiłam w międzyczasie jakieś 300 funtów, czyli niedużo, w trochę alternatywny sposób, ale nie dostanę ich jeszcze przez parę tygodni (skomplikowany system wypłat). A więc nie wiem jak zapłacę za czynsz w tym miesiacu, bo mnie zwyczajnie nie stać. R. miał mi pożyczyć pieniądze, nawet mnie raz odwiedził, ale co chwilę się kłócimy i prawdopodobieństwo jest spore, że jednak uzna, że mu się nie chce.
Nie mam mentalnie siły, żeby skupić się na czymkolwiek innym, bo jak chmura burzowa wisi nade mną wizja bankructwa i co ja wtedy kurczę zrobię. Uni zostawić się niby da, ale ja nawet nie miałabym dokąd pójść.
Co do Uniwesytetu - niewiele ode mnie na razie mój kierunek wymaga, trochę pracy w grupach na najbliższe zaliczenia (mam jeden egzamin w tym roku, reszta to praca w grupach, raporty itd.), ale to jest naprawdę tyle co nic. Studiuję ok. 11 godzin w tygodniu, 2 godziny tygodniowo mam spotkania grupowe, prace domowe do tej pory zajmowały mi moze godzine tygodniowo, dodajac prace w grupach zajmie mi to wiecej. Ale naprawde, czasowo nie mam problemów. Po prostu taki kierunek, współlokatorki studiują rzeczy jak prawo, angielski itd. - one sporo muszą czytać.
Socjalnie też niezbyt mi się powodzi, wychodzę od czasu do czasu (raz na 2-3 tygodnie) na jakąś imprezę grupowo z ludźmi z mojego akademika, ale tak żeby mieć znajomych czy uwaga, przyjaciół, to nic. Ba, ja nawet nie mam niczyjego (!) numeru telefonu. Ogółem ja mam straszny problem z nawiązywaniem przyjaźni czy tutaj, czy w Slough, czy w Polsce. Nie umiem, nie wiem jak, ludzie nie garną się do mnie za bardzo. Nie wiem czemu mi się wydawało, że pójscie na uniwesytet rozwiaże magicznie ten problem. Nie jest tak, że ludzie mnie nie lubią czy unikają, po prostu nie umiem się z nimi dogadać (nie chodzi mi o bariery językowe, po prostu ludzie uważają, że jestem dziwna, im bardziej chcę wydawać się normalna, tym gorzej...).
3 dni temu miałam urodziny, spędziłam je sama, tyle co wyszłam do McDonalda po cheesurgera, w ramach "świętowania".
Święta to mnie już w ogóle przerażają (o ile uda mi się do nich finansowo dotrwać), bo spędzam je tutaj. Oczywiste jest, że wszyscy jadą do swoich rodzinnych domów, a ja nie :D

Ogółem żyję, ale depresja mnie zjada, zmarszczek niedługo dostanę...

sobota, 19 września 2015

Już po freshers week czyli co się dzieje?

Witam,
Dzisiaj sobota, więc zakończył się już mój welcome/freshers week. Byłam na dwóch imprezach (lubię czasem, ale nie jestem typem osoby upijającej się codziennie), uczęszczałam na wszystkie zajęcia, raz omdlałam w Tesco i tyle ;D
Ale tak bardziej opisowo. Dogaduję się dosyć dobrze ze wspóllokatorkami, byłyśmy razem na tych imprezach, czasem coś pogadamy w kuchni itp. Ogółem miła atmosfera, żadnych zgrzytów na razie nie było.
Co do Uni itp. to ogółem jestem zadowolona, gdyby nie mój plan zajęć. Aktualnie aplikuję o jego zmianę, bo... Nie mam ani jednego dnia wolnego. 5 dni w tygodniu mam zajęcia. Muszę także pracować, co najmniej 15 godzin tygodniowo aby wreszcie dostać ten status migrant worker. Czyli nie miałabym ani jednego dnia wolnego w tygodniu. Na szczęście jest duża szansa zmiany planu, bo w poniedziałek mam tylko ćwiczenia (o 9 rano za to), więc mogą je gdzieś przełożyć. Za to mój czwartkowy plan zajęć -.- Ratunku. Zaczynam o 9 rano, mam 2 godziny, potem długo długooo nic, kolejne zajęcia i kończę o 18. No super. Ogólem popularny motyw w moim planie to przynajmniej 2 godzinne przerwy pomiędzy zajęciami. Zaaplikowałam już o zmianę, więc mam nadzieje, że mi przełożą te ćwiczenia.
Mój Uni oferuje także wybór czy chcę studiować język obcy czy financial communication (I semestr) i Introduction to Advertising (II). Wybrałam język, jako, że dzięki temu mogę studiować za granicą w II semetrze II roku. Prawdopodobnie wyląduję we Francji, chociaż baardzo bym chciała do Kanady, ale nie wiem jak to do końca załatwić finansowo :D
Szukanie pracy... Idzie mi topornie. Byłam wczoraj na rozmowie kwalifikacyjnej w M&S i pracę dostałabym... Ale musialabym pracować w piątek. A akurat mam w środku dnia wykład. Więc szukam dalej, nie poddaję się :D
W poniedziałek zaczynam wykłady, a w następnym tygodniu dojdą także ćwiczenia.
Nie muszę kupować żadnych podręczników, więc jest okay.
Moje konto w Santanderze zostało otwarte, ale karta przyszła na stary adres, więc R. ją do mnie wysłał i muszę ją odebrać z poczty.
A tak wygląda High street w Lincoln, czyż nie jest to śliczne miasteczko?


niedziela, 13 września 2015

Po przeprowadzce - Jestem już w Lincoln

Hej,
Szybki post, bo bardzo lubię potem czytać moje odczucia na świeżo, taki pamiętnikowy wpis.
Nie będzie on jednak wesoły.

Dzisiaj koło południa pożegnałam się z R. Nie byliśmy idealnym związkiem, ba, ciężko nazwać to w ogóle związkiem, mimo, że byliśmy razem rok i mieszkaliśmy w jednym pokoju. Nie zmienia to faktu, że było to bardzo trudne pożegnanie...

Potem ciocia podwiozła mnie na Heathrow, nasz autokar wyjechał godzinę opóźniony, pogadałam z grupką ludzi z Czech (rozmawiałam sporo z jedna dziewczyną na fb wcześniej). Po dojechaniu do Lincoln czekałam ok. 1.5 godziny na taksówkę (była jedna. Na dwa autokary ludzi, jeździła w tą i z powrotem, a ja byłam w ostatniej, bo nikt inny nie jechał do mojego akademika. Doszłabym do niego w 15 minut. Serio.). W pokoju byłam ok. 20, szybko wyskoczyłam do pobliskiego Tesco Express po coś do jedzenia, w międzyczasie przyjechała dostawa rzeczy mi niezbędnych z Argosa i tyle.

Widziałam jedną moją współlokatorkę (i jej mamę która dalej tu jest). Nie wydaje się ona chętna do jakichkolwiek rozmów czy poznania mojego imienia. Reszta nie wiem gdzie jest, chociaż na pewno były w domu, bo lodówka jest pełna.

Ogółem jest mi smutno, nudno, mój pokój nie powala (jest nieduży, krzesło jest totalnie zepsute, nie ma nic z szufladami tylko wieszaki itd.). Lokalizacja jest dużo lepsza niż myślałam, dosłownie 4-5 minut spacerkiem od najważniejszych klubów, pizza hut, tesco express, h&m i inne takie najważniejsze rzeczy. Muszę obczaić jakiś większy supermarket, żeby zrobić większe zakupy. Jutro pójdę jeszcze do Wilko, muszę kupić spooroo rzeczy.

No to tyle. Smutno, tęsknie za R., dziwnie mi tak, w nowym pokoju sobie siedzę, nic sie nie dzieje.  pojutrze welcome week się zaczyna!

środa, 9 września 2015

Zakupy przed uni - czyli jak kupowac tanio ubrania w UK.

Hejka,
No wiec wybrałam sie wczoraj na zakupy. Jak już pisałam potrzebowałam dosyć sporo ubrań. I pare z nich kupiłam ;D I teraz pomyślałam, że przy tej okazji zrobię mały wpis o tym jak i gdzie ja robię moje ubraniowe zakupy.
Ogółem o to moja lista wczorajszych zakupów:

- Koszula w kolorze kości słoniowej/Ivory z koronką na plecach. 2 rozmiary na mnie za duża, więc troche taka tunika wyszła. Primark 5 funtów.
- Sukienka. H&M. 3.


- Zwykła biała koszulka na ramiączkach. Primark. 1.80
- Kurtka ze sztucznej skóry, pikowana w środku, z futerkiem. TkMaxx 9.99
- Szal/Komin z wiskozy. H&M 3 funty
Suma - niecale 23 funty.Ok. 140 zł. Wliczając kurtkę.
Oto tylko parę innych przykładów złowionych przeze mnie okazji:
- Shorty z podwyższonym stanem z Zary, kupione w outlecie za 3 funty.
- Monokini (całkowicie niemal odkryte plecy) z Primarka. 2 funty
Sorka, fotograf ze mnie żaden.
-Granantowa sukienka maxi do kostek od Dorothy Perkins w outlecie kosztowała mnie 1.5 funta. -Jumpsuit (nie wiem jak się to nazywa po polsku) z Zary kupiłam także za 1.5 funta.
 Oczywiście mogłabym napisać "kupujcie wszystko w Primarku, tak będzie najtaniej" ale niekoniecznie byłoby to prawdą. A'la skórzana kurtka w Primarku kosztuje kilkanaście funtów. Moja kosztowała... 9.99. Więc moje zasady jak ja robię zakupy:
1. Nie warto przepłacać za markę. Bawełniane koszulki z Primarka są tak samo dobre jak te z lepszych sieciówek (chyba, że je w Wietnamie źle zszyją, trza patrzeć). Nie lubię przepłacać na takich prostych produktach, więc koszulki, skarpetki itd. kupuje w Primarku. Oczywiście patrzę na skład i kupuje te troche lepsze, z bawełny czy coś.
2. Outlety. Outlety są super. Najczęściej chodzę do takich, które mają produkty różnych marek, łatwiej mi coś fajnego w nich znaleźć. Nie zrażajcie się także napisem "faulty" na koszach z rzeczami za grosze. Owszem, sporo jest tam rzeczy totalnie nie do użytku, ale mam parę tak świetnych rzeczy stamtąd (jak te outletowe powyżej), że totalnie jest to warte 30 min. grzebania :D Ceny niższe niż w charity shopach, za rzeczy nowe.
3. Promocje. Tutaj trzeba być uważnym. Ale można także znaleźć rzeczy za bezcen, jak ten rzeczony wyżej strój kąpielowy czy sukienka od H&M.
4. TkMaxx. Jest to dosyć popularny tutaj sklep i można tu znaleźć niesamowite wręcz ceny. Kurtka którą kupiłam nie byla w promocji, po prostu taką ustalili dla niej cenę. Jest ona z jakiejś francuskiej firmy. Ogółem polecam także dla kosmetycznych i domowych zakupów.

Kupiłam także getro-spodnie z dodatkiem spandexu, niezwykle milusie w dotyku z TkMaxxa, ale one raczej są "luksusowym produktem"  (kosztowały 10 funtów, wiec nie tak drogo, ale takie rzeczy mozna znaleźć dużo taniej) :D

  
Obecnie kompletuję moją listę zakupów z rzeczy do mojego nowego pokoju i mieszkania. Robię ją w... Argosie. Większość rzeczy kupię tam (płaci sie za dostawę raz), ale niektóre produkty powinno mi się udać kupić taniej, więc muszę przyrządzić sobie cały plan :)
Pozdrawiam!

poniedziałek, 7 września 2015

Przeprowadzowe plany - czyli jak ja chcę się tanio urządzić.

Witam,
Szybki update:
- Mam zalatwionych parę fajnych interviewów, ale o tym kiedy indziej.
- Student finance ciągle nie przyznało mi statusu migrant worker, teraz chcą kontrakt z Primarka. Denerwują mnie tylko :D

Dzisiaj post taki organizacyjny czyli moje plany przeprowadzkowe. Nie udało mi się żadnego z przyszłych współlokatorów z mojego mieszkania (będę mieszkać w Student Hall). Za to udało mi sie załatwić przeprowadzkę, albowiem mój uni oferuje transfer dla przylatujących do Heathrow (pare przystankow autobusowych ode mnie) studentów. Ubłagałam ich, żeby mnie dopisali i tak oto mam darmowy, bezpośredni autokar. Ogółem mam trochę śmieszną sytuację, bo nie mam co ze sobą wziać. Moje kosmetyki i ubrania wejdą spokojnie w 20kg walizkę. Nic innego wartego brania nie mam. No bo co, będę ze sobą taszczyć wielki ręcznik który kupiłam za 4 funty? No chyba nie, lepiej kupić nowy. Tak samo z patelnią która mnie kosztowala z 3 funty. Więc zaczęłam planować co biorę i co muszę kupic już na miejscu (przed przeprowadzka się nie opłaca, no bo i jak?). Może byc nudno, ale co tam ;D Taka mnie wena załapała.
Biorę:
- 1 para jeansów, 1 para lekkich spodni, 1 shorty, parę koszulek, bluzek, sweter, żakiet, bielizna itd. itp. Duzo tego nie ma (z 2 nieduże kupki ubrań).
- W kosmetyczce: wiadomo, mascara, pędzle, cienie do oczu, podkład, baza, parę lakierów do paznokci, wcierka Jantar, pilniczek, Tangle Teezer, szczoteczka do zębów i różne duperele (gumki do włosów, odzywka bla bla). Zmieścilam wszystko w 2 średnie kosmetyczki.
- Z kuchennych rzeczy to wezmę chyba mój mikser. 
 I to tyle co ja mam. A co muszę kupić w czasie weekendu przed Freshers Week (i upchać poznawanie współlokatorów w międzyczasie). Niektóre z tych rzeczy będę musiała kupić jeszcze w sobotę.
- Pościel. Wszystko: prześcieradło, koc/lekką pościel, poduszki, poszewki. Fszystko. Pościel pewnie kupię z Argosa, jak spędzę sporo kasy to mi dostarczą :). Poszewki pewnie z Primarka, są tanie i fajne wzorki czasem mają (zdjęcie). Nie znam wymiarów łóżka, wiec na razie nic nie wiem.


- Kuchnia: patelnia, garnki, sztućce, talerze, miski, szklanki, inne podstawowe akcesoria (drewniana łyzka itp.). Parę moich pomysłów:
Zestaw 3 garnków z pokrywkami za 10Ł: Argos
Patelnia którą mam w domu, ale łatwiej kupić nową (jest w porządku na parę dobrych miesięcy: Argos - 5 funtów!
Zestaw drewnianych (nie znam słowa) przyrządków z...Nie zgadliście... Poundlanda!
Je też mam, no ale chyba rozumiecie. Zestaw 3 szklanek za 1 funta!  O tutaj!
 Ogółem czaicie chyba schemat: Poundland i Argos są stworzone dla mnie :D

Łazienka: szampon, odżywka, mydło, papier toaletowy, żel do mycia, gąbka. A także ręczniki.
- Rzeczy potrzebne do studiowania: notesy, zeszyty, długopisy, markery, segregatory, kalkulator. Oczywiście można to kupować w sklepach z takimi duperelami, ale to nie na mój budżet. No i Primark ma ostatnio zarąbista serię. Sporo też pewnię kupię z Poundlanda itp.

- Parę ubrań by się przydało. Może też coś jutro kupię jak będę w centrum (przeprowadziłam się 3 mile dalej, wiec nie ma lekko), bo ubrania akurat ciężkie nie są a nie chce sobie dokładać problemów na potem. Potrzebuję wiecej spodni! W Lincoln juz kupię kurtkę i inne jesienne akcesoria. Mam obecnie voucher na 5 funtów gdy spędzę 25 w H&M (za oddanie starych ubrań) wiec pewnie wydam troche kasy. Nie chcę być cała w modzie pod szyldem Primaniego ;D

Co chcę kupic dosyć szybko (w tym miesiącu najlepiej, ewentualnie w następnym).
- Drukarko-wszystkorobiaca-maszyna (liczę, że sie złożę z innymi mieszkańcami, może to się udać też z paroma innymi rzeczami z tej listy). Amazon oferuje 6 msc ddarmowej dostawy Prime dla studentów, więc pewnie tam bym się kierowała. Przykład: 29 funtów! albo taka bez szybkiej dostawy za jedynee 25 funtów!
- Dekoracje do pokoju by wyglądał jak pokój. Jakieś zdjęcie sobie w ramkę oprawić, powiesić obrazek, lampki, powiesić malego kościotrupka przy suficie i namalować pentagram na drzwiach, czaicie o co chodzi :D Tutaj oczywiście poleci TkMaxx bo mają fajne perełki czasem, Primark, Argos itd.
- Blender/shaker czy jak to sie nazywa. Chcem sobie robić shejki, smoothie i różne takie. Najlepiej taki od razu z kubkiem. Również pewnie Amazon lub Argos.
- Więcej rzeczy do kuchni (wałki, otwieracz konswerw, waga kuchenna i inne takie)
Rzecz która mi się marzy: 
- Nowy telefon. Posiadam starego już iPhone'a 4s, ma on już pewnie około 3 lata i nie dziala już najlepiej. Bardzo ciężko się przez niego dzwoni, trzeszczy jakbym co najmniej nawiązywala połącznie z ISS. Wezmę abonament prawdopodobnie.

Pewnie wydam na podstawowe rzeczy sporo kasy, ale nie chcę wydać więcej niż ok. 50 funtów (nie liczę telefonu i drukarki of course.) + jakieś 50 na ubrania i kosmetyki (nie liczac kurtki za jakieś 30 funtów).

Pozdrawiam i gratuluje tym którzy wytrwali do końca :)

poniedziałek, 24 sierpnia 2015

Zakwaterowanie, uni, praca, konto studenckie itd.

Cześć,

Przyzwyczailiście się już do mojej szybkości pisania postów? Zastanawiam się czy jest jakaś reguła jak często piszę czy to tak czysto przypadkowo dostaję weny :D

No ale okay, do tematu.

Dostałam zakwaterowanie na Uni! Było cieżko, bo usunęli moją aplikację bez mojej zgody, ja miałam problem ze znalezieniem poręczyciela, obsunęło się wszystko z tydzień i boję sie że zostały tylko słabe pokoje, no ale okaaay. Nareszcie nie groźna jest mi bezdomność. Mój students hall (Czyli nie akademik, ale duzy budynek, w moim przypadku około 95-pokojowy przeznaczony dla studentów) jest najdalej od uczelni ze wszystkich możliwych ale i tak blisko, ok. 0.7 mili, i 1 milę od High Street. Czyli można spacerem, ale moze być cieżko, wiecie, na północy pada :D Tak to powinno wyglądać:

Tak, umywalka w pokoju. To nawet nikogo w UK nie dziwi.

Będę mieszkać w 4-pokojowym mieszkaniu, z salonem i kuchnią. Koszt: 353 funty miesięcznie, nie ma depozytu. Czyli drożej niż wynajęcie pokoju w domu w tamtej okolicy, ale zależy mi żeby na 1szym roku poznać jak nawięcej ludzi.
Nie chcę żeby to zabrzmiało dziwnie, ale mam nadzieję, że trafię do mieszkania "koedukacyjnego". O ile w Polsce tak bym się tym nie martwiła, to tutaj często mieszkania jednopłciowe rezerwują muzułmanki. Nic nie mam przeciwko, rozumiem, religia itp. Mam parę współpracownic muzułmanek i są super i miłe i pomocne itd. Ale potem kanapki z wędliną w kuchni sobie nie zjem ;D A ja lubię bekon.
Będę się przeprowadzać 12 września, a 14 zaczyna się mój freshers week. Muszę kupić bilety, wybrać na co chcę iść, na co mnie stać  itd. 
I w ogóle znowu się przeprowadzać, masakra.

Co do pracy - to dalej nic nie mam. Primark odmówił mi transferu, widocznie nie zasłużyłam (bo nie próbowali się nawet kontaktować ze sklepem w Lincoln) i próbuje aplikować online, ale ciężko tak na odległość.

Czekam także na wieści od Student Finance, mają spore obsunięcie ale chyba zadzwonię jutro i zapytam czy już postanowili co z moim grantem i pożyczką na życie.

 Zakładam także konto studenckie. Mi najbardziej spodobało się HSBC, z voucherem na 60 funtow na Amazonie, ale niestety jest one dostępne tylko dla osób będących tutaj 3 lata. Santander za to ma mniejsze wymagania, ale chyba i tak nie można go założyć jeżeli przyjeżdza się tutaj tylko na studia. Mi powiedzieli, ze 12 miesięcy to wiecej niż trzeba, ale parę miesięcy trzeba być. Muszę im tylko przesłać dowód adresu i tożsamości i mam nadzieję że załapię się na 4-letnią railcard (kupe kasy to kosztuje w normalnym życiu. 30 funtów za rok).

Pozdrawiam :D