sobota, 31 maja 2014

Londyn

Na 90% rezygnuje z rodzinki, planuję powiedzieć im to jutro po powrocie z Londynu.
Co do Londynu - Parę chętnych było, ale znikacie mi co chwilę więc proszę mi się określić!
Spotkanie będzie jutro, ja ok. 9.50 będę na Victorii, więc można się umówić na 10 pod stacją pociągów Victoria.
Droga N. - powtarzam po raz kolejny, że proponuję maile. Ale tak ogółem to daję Wam w dobrej wierze wszystkim chętnym mój numer: 07778455514, jak ktoś jest chętny to zapraszam. Planuję pogadanie, możemy pozwiedzać Westminster Abbey i pójść na kawkę/herbatkę.
Nie będę tutaj wymieniała z imienia czy nazwiska ale pozdrowienia dla osoby która zadzwoniła dzisiaj o 10 gdzie ja jestem, a no w pracy, bo na jutro się umówiłyśmy. To się nazywa poświęcenie moje drogie!
Pozdrawiam,
Kamila ;D

piątek, 30 maja 2014

I co dalej?

Cześć,
Dzisiejszy post nie będzie optymistyczny. Zacznę od początku: już od 1szego dnia pracy mam wątpliwości czy au pair to program dla mnie. Dzieci nie są dla mnie miłe, zdarza im się mnie kopać, wyzywać, same siebie nawzajem traktują jak wrogów. Nie umiem się zajmować tak dużymi dziećmi, nie czuję z nimi więzi, przy czym z młodszymi (Rosalie to już taka górna granica) zawsze mi się udaje i wiecej im potrafię wybaczyć. Ale uznałam że nie jest tak źle, hości są dla mnie mili, wszystko spoczko, te 2-3 miesiące wytrzymam.
Ale dzisiaj byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, na stanowisko kelnerki, połączonej z 1,5 h próbnej pracy, akurat przyszła rezerwacja i 14 osób na raz zamówiło angielskie śniadania, więc był niezły zapieprz ale naprawdę mi się podobało. Z tym że o 10 była rozmowa, a na 13 miałam być w domu, bo hostka miała jakieś spotkanie. Wiec o 12 wyruszyłam rowerem, trasa to ok. 5 km, z tym że to nie jest takie polskie 5 km, to jest górka i dołek wiec wielokrotnie pchałam pod górkę mój rower i w ogóle. Ale jest, zwycięstwo, dotarłam do domu ok. 12.45, odstawiłam rower itd. W domu nie było nikogo (nawet dzieci). O 14 wróciła hostka, zeszłam na dół a ona do mnie że jest ze mnie bardzo nie zadowolona (dokładnie tak powiedziła), że miałam być i musiała wziąć ze sobą dzieci. Ja do niej że przecież byłam przed 13, ona że nie prawda (o.O) i w ogóle, ona do mnie że miałam być o 12.40, ja nie pamietałam żeby coś takiego mówiła i że dzwoniła do mnie. Ja jadąc na rowerze nie czułam wibracji ale potem spojrzałam że ktoś dzwonił, z tym że był to obcy numer, wiec skąd mogłam wiedzieć że to ona (mam jej numer komórki, ona dzwoniła z domowego którego nie znam i się nie spodziewałam). Poza tym nie wiem jak inni ale jak mi na czymś zależy to dzwonię przynajmniej 2 razy bo dla mnie logiczne, że ktoś może nie usłyszeć czy cokolwiek, a nie raz. Dostałam jeszcze opieprz że rano wstałam i od razu poszłam na rozmowę kwalifikacyjną (Zazwyczaj rano pomagam dzieciom się ubrać itd. ale w piątki to ja oficjalnie nie pracuję przecież!) i że jest w domu burdel i że mam poodkurzać (Co robię co piątek i planowałam to zrobić dziś, widocznie nie dostatecznie szybko). Potem kazała mi opróżnić zmywarkę i gdzieś się z dziećmi zmyła. Teraz jej nie ma, host jest (ale on o niczym nie wie, miły jak zwykle). Ogółem ta akcja nie była jakaś straszna, hostka nie była w histerii, trwała ta rozmowa może 5 minut. Ale jednak zauważyłam że wolę pracę w restauracji, choćby był zapieprz bo potem wszystko opada i jest miły spokój i w ogóle niż sprzątanie obcego domu za marne pieniądze. Ogółem chyba prace live-in z rodziną nie są dla mnie, czuje się obco, no nie podoba mi się bycie au pair.
Napisałam do mojej cioci, zadzwoni do mnie za jakieś 2 godziny to z nią pogadam o wszystkich opcjach, bo ja zawsze mogę się przeprowadzić to niej i wyprowadzić na swoje w dowolnym momencie mojego życia. Ale z drugiej strony ta rodzina nie jest zła, wszystko jest na co dzień ok, kłótnie się zdarzają, a żyje mi się przecież dosyć wygodnie. Naprawdę nie wiem...

czwartek, 29 maja 2014

Szukanie dodatkowej pracy

Hejka Wam,
Oczywiście wciąż zapraszam do kontaktu mailowego ze mną w sprawie wizyty w weekend w Londynie :D Jutro zamieszczę oficjalną informacje kto gdzie i jakie plany mniej więcej, wiec dzisiaj chciałabym się z Wami wszystkimi chętnymi zgadać :)
Co do mojego au pairkowskiego życia, chłopcy ścigają się który jest gorszy po prostu, biją się, kłócą, wrzeszczą, nie słuchają kompletnie i za grosz, a młoda wczoraj miała dzień płaczu o wszystko (a bo E. siedzi tam gdzie jej zdaniem nie powinien, a bo ja się na nią patrzę, a bo skarpetkę ma mokrą, a bo za mocno E. ją pchnął na huśtawce) i za każdym razem jest to histeria, wrzask itd. A poza tym to sobie radzę :D
I w związku z tym rozpoczęłam poszukiwania dodatkowej pracy, ubieganie się o NIN i wszystko inne. Sprawa wygląda tak, że teoretycznie nie potrzebuję NINu od razu, mogę szukać pracy bez niego i 3 miesiące pracować, ale wiele firm pyta przy aplikacji do nich (ja szukam tylko przez neta aktualnie) czy mam NIN (np. M&S) i nie da się dalej przejść bez niego. Zadzwoniłam więc na ten ich numer informacyjny (żeby uzyskać National Insurance Number trzeba do nich zadzwonić lub pójść, umówić się na spotkanie w pobliskim Job Centre Plus i czekać na nasz numerek, to taki ich PESEL i NIP w jednym), musiałam dzwonić 2 razy, bo ten 1szy był nieudany, trafiłam na jakiegoś buca, teraz wszystko szło pięknie, powiedziałam jak sie nazywam, gdzie mieszkam bla bla bla i okazało się że nie może mnie on umówić na spotkanie bo nie ma żadnego wolnego terminu nigdzie w okolicy, ta, super, mam zadzwonić jutro, bo to mega dziwne podobno.
Mniejsza o to, szukam tej pracy, wysłałam kilka aplikacji (myślę że z 10) i już mam 3 interviewy! Ogółem dla przypomnienia to mieszkam w Redhill a oto jakie propozycje mam na razie
- Praca jako kelnerka, obsługa różnych eventów itp. w Golf Clubie w Reigate, 3 mile ode mnie, więc można rowerkiem. Problem jest że możliwe że dla mnie ta praca może być tylko okazjonalna, bo nie zawsze mają coś w weekendy. Interview jutro o 17.30
- Front of the house czyli w sumie nie wiem co, takie przyjmowanie gości, hostessing, któż wie, w kafejce na lokalnym lotnisku dla awionetek, również 3 mile. Interview jutro o 10.30
- Baristka (nie pije kawy, ale może sie przekonam) chyba w Horley, 5 mil (Wiec autobus pewnie) ode mnie. Nowo się otwierają, na szczęscie z tego co rozumiem to interview będzie w moim miasteczku, 10 min piechotą. Interview we wtorek o 10.30 do 12.30 (bo to chyba bardziej takie zajęcia będą), nie liczę że się dostanę ale może przynajmniej się czegoś nauczę.
Złożyłam także aplikację do Bootsa, co byłoby tak naprawdę pracą marzeń bo po pierwsze chcą kogoś tylko na weekendy, a po drugie Boots jest 8 minut piechotą ode mnie. Mogę sobie pomarzyć :d
Pozdrawiam i lecę do właśnie Bootsa bo mam voucher na 3 funty na kosmetyki i akcesoria No7 :) No i waciki muszę kupić. Poszukam także czy mają Tangle Treezera.

wtorek, 27 maja 2014

Jacyś chętni na Londyn?

Hejka Wam,
Poszukuję kogoś kto chciałby ze mną pozwiedzać Londyn w nadchodzący weekend, do wyboru sobota lub niedziela. Ja startuję z Victorii, więc najlepiej żebyście też mogły tam dotrzeć, co chcę zobaczyć podczas tej wycieczki? Nie wiem! Cokolwiek, połazić na spokojnie, odwiedzić jakąś katedrę czy most, nie chcę żeby każda minuta była wypchana zwiedzaniem, ale zobaczyć cokolwiek byłoby miło no i musi być jakaś opcja na wypadek złej pogody :D Można użyć czegoś z oferty 2 za 1.
Więc jak jakieś chętne to czekam na kontakt! Najlepiej mail: weee@vp.pl


piątek, 23 maja 2014

Dalsze porady - czyli co Was może zdziwić.

Hej,
Wczoraj Wam podpowiedziałam, co trzeba ze sobą wziąć a teraz takie podstawowe różnice pomiędzy UK a Polską, które ja dosyć szybko zauważyłam i niektórych mogą mocno zdziwić :D
1. Oczywiste: samochody jeżdżą po lewej stronie, a kierownica jest po prawej :D
2. Bardzo mało jest tutaj pieszych na chodnikach, ogółem mało osób spaceruje ot tak, ogółem jakoś tak pusto jest, chyba że jest akurat godzina migracji dzieci do szkół czy coś, tak to pusto kompletnie.
3. Chodniki i przejścia dla pieszych - Anglicy mało chodzą i widać, że nie przykładają większej uwagi to stanu chodników i przejść dla pieszych. Bardzo często nie ma żadnej zebry, przejścia dla pieszych można poznać tylko po obniżeniach chodnika po przeciwnych stronach drogi, chodniki są najczęściej asfaltowe, łata na łacie, nierówne i w ogóle, kółka w wózku to mi na wszelkie strony latają.
4. Anglicy jedzą w innych godzinach niż Polacy, rano jedzą śniadanie, w pracy/szkole lunch, a obiad (dinner) jedzą ok. 17, 18. Supper (kolacja) to wręcz dla nich nieznany termin.
5. Jestem w Anglii trzeci raz, w trzecim miejscu, i pamiętajcie, że tutaj nawet najbrzydsze miasteczka i tak są zazwyczaj zielone, lasy to tu to tam. Oczywiście w Londynie tak nie ma, ale ogółem jest tu dosyć zielono.
6. Parki - tutaj park w 90% przypadków oznacza otwartą przestrzeń z przystrzyżonym trawniczkiem (taka łąka jakby), alejkami i ławeczkami. Drzew może nie być wcale albo jest kilka na krzyż :D
7. Wiele firm produkuje te same produkty do Anglii i Europy ale pod innymi nazwami. Np. Nasze Lay's to w Anglii Walkersy.
   - Bardzo popularne sa tu chipsy o smaku soli i octu. Bardzo takie... Kwaśne. Nie lubiem.
8. Jak już wspominałam - są tu inne gniazdka! Obok każdego jest także włącznik.
 
9. W łazienkach nie ma normalnych gniazdek, tylko takie specjalne, z mniejszym natężeniem prądu, można do nich co najwyżej golarkę podłączyć, ale nic więcej (napisałam wcześniej suszarkę, przez przejęzyczenie. Nie podłączycie tam suszarki!)
10. To już zanika, ale wciąż jest wieeele domów z dwoma kranami - w jednym leci woda ciepła, w drugim zimna. Naprawdę nie rozumiem jak można było wymyślić coś tak dziwnego :D
11. Ogółem nie liczcie, że np. znaki drogowe pokażą Wam ile kilometrów macie do celu albo jakie jest ograniczenie prędkości. Żeby to wiedzieć musicie znać mile, tutaj wszystko jest w milach. Często także zamiast litrów są pinty :)
12. Do szkoły dzieci idą gdy mają 4 lata, mój L. ma 5 i jest w 1 klasie (czyli już po zerówce).
Pozdrawiam.

czwartek, 22 maja 2014

Co wziąć ze sobą do Wielkiej Brytanii/Irlandii?

Hej,
Właśnie mam przerwę pomiędzy zajmowaniem się dziećmi a kąpielą (znaczy hostka się mnie zapytała czy chcę mieć przerwę, bo tak to ja nigdy nie wiem kiedy mogę ich zostawić, miło z jej strony, że mi to proponuje). Można powiedzieć że moja mała R. to jest słodziutki anioł, a L. i E. to dwa diabły i wrzody na d.... Dzisiaj miałam z E. wielką kłótnie, że nie może przynosić ślimaków do domu :D Ale czasem są mili, nie wiem od czego to zależy kiedy do mnie krzyczą że mam sobie iść a kiedy E. mnie przytula (naprawdę, nie czaję tego :D).
Spotkałam się też dzisiaj (na 1 h ale zawsze) z 2 au pairkami, z Węgier i Holandii, miło kogoś poznać i odezwać się do kogoś poza moją host rodzinką i mamami ze szkoły chłopców.
Ale ja nie o tym dzisiaj!
Sama przejrzałam mnóstwo stron przed wyjazdem, co trzeba wziąć, czego się nie opłaca, więc teraz ja, po przeżyciu tu zaledwie kilku dni mogę Wam powiedzieć co koniecznie musicie wziąć, a co można tutaj nabyć.
1. Do wzięcia
- Koniecznie weźcie ze sobą przynajmniej jedną przejściówkę do gniazdka. Można je tutaj kupić (np. w Poudlandzie, o tym zaraz), ale z pewnością przyda się Wam jedna już pierwszego dnia, do podłączenia laptopa czy telefonu po podróży, a wiadomo, że nie będziemy od razu biegać po sklepach.
- Wszyscy wiemy, że pogoda w Anglii bywa deszczowa (np. dzisiaj...) ale parę dni temu, gdy przyjechałam było dwadzieścia parę stopni (powyżej 25 na pewno), więc warto mieć w walizce oprócz przeciwdeszczowych rzeczy także szorty czy lekkie sukienki
- Warto mieć ze sobą kilka podstawowych kosmetyków, które będą nam potrzebne podczas pierwszych dni np. pasta do zębów, żel do kąpieli, antypespirant.
-  Weźcie ze sobą kilka funtów na wydatki zanim będziecie miały 1sze kieszonkowe. Jeżeli nie macie nikogo blisko (ja akurat mam ciocię godzinę ode mnie) weźcie więcej pieniędzy, bo możliwe że rodzinka Was wystawi, cokolwiek, wypadki także się zdarzają i możliwe że od razu po przylocie lub 2-3 dni później zostaniecie na lodzie i warto by mieć przynajmniej kilkadziesiąt funtów na nocleg czy coś takiego (wiadomo, że bilet powrotny mogą Wam kupić w PL ale np. będziecie gdzieś musiały spędzić noc czy coś).
- Warto wziąć paszport, zawsze to dodatkowy, bardziej międzynarodowy, dowód tożsamości gdybyście np. zgubiły dowód lub nie byłby on wystarczająco ,,ważny" dla danej instytucji itp.
2. Czego nie trzeba brać, czyli co można łatwo kupić tutaj.
Po pierwsze, muszę o tym wspomnieć, bo sama za dużo nie myślałam o tym przed wyjazdem, ale pamiętajcie że tu są Poundlandy. Dzisiaj 1szy raz byłam w jednym i powiem Wam że nazwanie Poundlanda sklepem to nie jest to. To nie jest jak nasze polskie ,,wszystko od 4 zł" z zapasem taniej porcelany i grzechotek dla dzieci, a połowa rzeczy kosztuje koło 10 zł. Tu naprawdę wszystko dosłownie wszystko można kupić, i wszystko kosztuje 1 funta. Gdy coś jest tańsze to kupuje się w stylu weź 2 lub 3 za 1 funta.
Dzisiaj w Poundlandzie kupiłam:
- 1 przejściówkę do gniazdka (mają anglia-europa i europa-anglia)
- Podpaski (cena sugerowana - 1,5 funta, oczywiście kupiłam za 1)
- Golarki jednorazowe Wilkinson Extra 2 Beauty (w opakowaniu jest ich 5, cena z wizażu 12 zł, oczywiście 1 funt)
- Tutejszy Lay's czyli Walkers (Ta sama firma, inna nazwa), duże opakowanie w którym jest 5 malutkich paczek, po 25 gram :)
Czyli co można bez problemu kupić tutaj i nie trzeba brać ze sobą
- W Poundlandzie można kupić odżywki, szampony, żele do mycia i inne rzeczy, oczywiście za funta i mówię o normalnych firmach, typu Pantene, Garnier itd.
- Wszystko inne, jeżeli czegoś nie ma w Poundlandzie i jest kosmetykiem można kupić w Bootsie lub SuperDrug. Te sklepy najłatwiej chyba porównać do Rossmanna, ale są większe, szerooko dostępne i zawsze są jakieś fajne promocje. Warto jednak wcześniej zajrzeć do Poundlandu, bo np. ja odkryłam że niepotrzebnie wydałam 2-3 funty na odżywkę w Bootsie bo takie same są za funta tam ;x
- Nie ma co się obkupowywać w ciuchy bo tutaj nie są one drogie, szczególnie w Primarku, ale ogółem ceny w innych sklepach też są porównywalne do naszych.
- Polskie sklepy są naprawdę dosyć popularne (nawet ja mam w swoim miasteczku, co mnie ogromnie zszokowało), więc nie warto się obkupowywać w jakieś pierniki czy coś :D

Jeżeli macie jakieś pytania to walcie śmiało :)

środa, 21 maja 2014

Po kilku dniach :D

Hejka,
To będzie dosyć długi post, ostrzegam!
Już środa! Wow :D Za 40 minut muszę iść po małą do przedszkola.
Opowiem Wam ogólnie jakie są moje obowiązki.

Poniedziałek:  To dzień w którym sprzątam, muszę poodkurzać cały dom (nie jest duży, trochę wysoki ale nie ma tragedii), umyć takim dziwnym mopem parter (salon, jadalnia, kuchnia, wc) i łazienkę. Muszę także wytrzeć kurze. Nie zajmuję się wcale pokojem rodziców ani gabinetem ojca. Myślę że jak się wyrobię to powinno mi to zajmować 2-3 godziny. Nie zajmuję się dziećmi, nie odbieram ich itd., bo mama jest w domu (i pomaga w sprzątaniu), tylko pomoc w czasie kąpieli i z pracami domowymi.

Wtorek: Jem z dziećmi śniadanie, potem wolne i  Odbieram małą o 13:30 z przedszkola, chłopców o 16 (więc jak z nimi wracam to mama jest już w domu), pomagam chłopcom w pracach domowych. W czasie dnia włączam i wyłączam zmywarkę, przestawiam pralkę na suszenie, wyjmuje ubrania, rodziców zostawiam u nich, dzieciom odnoszę do szaf. Pomagam w czasie kąpieli (ale wczoraj nie pomagałam bo robił to host)

Środa: Jem z dziećmi śniadanie, zostałam dzisiaj z małą jak hostka szła odprowadzić dzieci. O 13.30 muszę odebrać małą, potem o 15 chłopców, praca domowa. Tak samo jak wtorek: gdy zmywarka pełna to ją włączam i wyjmuje talerze itd. , to samo z pralką. Pomoc przy kąpieli.

Czwartek: Tak jak środa, z tym że chyba poodkurzam (myślę że samo odkurzanie to mi zajmie z 30-40 min. zobaczymy). Pomoc przy kąpieli.

Piątek, sobota, niedziela to moje dni wolne, ale pewnie będę trochę się bawić z dziećmi, czy pomogać w czasie kąpieli i takie drobne rzeczy, ale ogółem to jak np. chce się gdzieś wybrać to nie ma problemu, wcale nie muszę ani na minutę być w domu od Piątku-Poniedziałku (wtedy hostka sama posprząta).

Sama  z dziećmi jestem jakieś 3 godziny dziennie (z tym że tylko godzinę z chłopcami). Zajmowanie się małą to nie jest praca. Ona jest najsłodszym stworzonkiem na świecie. Owszem, jak czegoś nie dostanie to drze japę jakby ją ktoś mordował i ogółem psoci trochę, ale tak to udaje że czyta mi bajki (ma 3 lata więc coś tam wymyśla, a ja w tym czasie sobie piszę smsy) i przed obiadem (wszyscy, cała 6, jemy wspólnie. Ja nie gotuję :D) pyta się rodziców czy może usiąść obok mnie hue hue hue. Luke także jak dla mnie zazwyczaj w miarę miły, ale irytujący, bo wszystko robi na przekór, nie słucha się, ale uśmiecha się dużo, i te ich dołeczki w policzkach :D Za to Edward... On mnie nie akceptuje na razie, nie lubi gdy przebywam obok niego czy coś. Mam nadzieje że się to zmieni. Cóż z tego że ma brytyjski, piękny akcent, skoro używa go do mówienia do mnie "Go away" i w sumie tylko tyle. Naburmuszony wiecznie łazi.

Najgorszy punkt dnia to odbieranie małej, jej przedszkole nie jest daleko, ale jestem jakby na wzniesieniu, a ono w dołku, więc jak schodzę (z pustym wózkiem) to jeszcze jest ok, zajmuje to jakieś 15 minut, ale wdrapanie się tam z całkiem sporą 3 latką w środku zajmuje z 30 minut i automatycznie powstają zakwasy :D. Ale przynajmniej droga ładna, o takie mam widoczki jak sobie idę



Co do hostów, wczoraj miałam dłuugą rozmowę z hostką, pytała się czy dobrze się czuje, że jeżeli jestem przeciążona pracą to mam mówić (ta, teraz mija 3 godzina jak sobie siedzę na łóżku i nic nie robię, a to jest mój pracujący dzień ;x) itd. itp.
Hości także przedstawiają mnie dosłownie każdemu kogo znają i akurat spotkają, dają mi kontakt do znajomych au pair i ogółem starają się żebym poznała ludzi w okolicy (co także jest dla mnie ważne).

Co do prezentów, ciężko powiedzieć żeby dzieci lubiły pierniki, one je kochają, mało się nie pobiły kto dostanie więcej :D

I najlepsze: Odkryłam że obok pobliskiej galerii handlowej (gdzie nabyłam parę rzeczy z Bootsa i kartę do telefonu) jest POLSKI SKLEP. Nie miałam czasu wejść, ale ogółem super jeżeli zatęsknie za czymś czy coś ;D Ale żem się ucieszyła.
Poznałam także mnóstwo polskich ludzi, chłopcy chodzą do katolickiej szkoły gdzie jest dużo Polaków więc co chwilę słyszę gdzieś nasz język.

Ogółem jest ok, nie narzekam :D

niedziela, 18 maja 2014

Już na miejscu - rodzina, pokój, okolica.

Hej,
No więc o 11.45 tutejszego czasu stanęłam na angielskiej ziemi i ok. 20-25 minut potem poznałam ojca, a potem całą rodzinkę, dom i okolice. Jestem strasznie podekscytowana i ciężko mi się skupić, więc postaram się to zrobić w krótkich punktach:
1. Rodzice - oni są po prostu przemili. Wszyscy, ojca poznałam pierwszego i jechałam z nim 1,5 h samochodem, rozmawialiśmy o różnicach, o mnie, o nim, naprawdę przemiły. Żona jest mniej wylewna, ale na pewno nie oschła czy niemiła, jak myślałam, jest naprawdę miła, zadaje mi dużo pytań, porównuje z Francją, ogółem bardzo miła jest dla mnie. Bez problemu się mnie pytają czy coś chcę, nalegają żebym coś wybrała w kawiarni, ojciec bez mojego pytania pożyczył mi swoją ładowarkę od iPhone'a, zebym nie musiała iść na górę po adapter itd. Mama mówi do dzieci tylko po francusku, tłumaczy jeżeli powinnam rozumieć co mówi, ale to jeszcze wzmacnia mój szok językowy. Ale to dobrze, wiedziałam na co się piszę, chcąc francuską hostkę.
Dzieci - Mała to jest księżniczka, ma 3 lata, płacze o wszystko, ale od razu mnie lubi, obowiązkowo musi siedzieć obok mnie, śmieszą ją nawet moje najgłupsze żarty :D Starszy, Luke, ma 5 lat, jest otwarty, dużo się śmieje, obowiązkowo musiałam mu przeczytać tego Kubusia Puchatka co im dałam... Po polsku! Bawiło go to ogromnie. Najstarszy, Edward, ma 7 lat, jest trochę nieśmiały, mówi pięknym, brytyjskim angielskim, odrabiałam dziś z nim pracę domową, miły chłopaczek :)
2. Dom - Jest to połowa bliźniaka, wysoki, ciężko liczyć piętra, bo co półpiętro są pokoje ;D Na dole jest kuchnia, salon, wc z pralką, wyżej chyba pokój chłopców, maleńkie biuro ojca, duża łazienka z ogromną wanną (Rozwiązał się dylemat 1 łazienki na tyle osób, po prostu nie liczyli małego wc na dole), jeszcze wyżej jest pokój małej i pokój rodziców a na samiutkiej górze, takie poddasze jest tylko i jedynie mój pokój. I macie zdjęcia (piersze od wejścia, drugie z kąta):

Pokój ogółem jest dosyć sporo, to pojedyncze łóżko także nie jest jakieś wąziutkie. Fotel bujany jest pięknyy, ale aktualnie zawalony moimi ciuchami, które nie wyschły przed odlotem. Rozpakowałam się już, mam mnóstwo miejsca, bo są półki, szuflady, a na korytarzyku (między schodami a moim pokojem) jest taka szafa, gdzie mogę powiesić ciuchy jeżeli chcę. Pokój jest urządzony bym powiedziała staromodnie, ale bardzo urokliwie.
3. Okolica - O niej za dużo na razie nie wiem, ale byliśmy w PRZEPIĘKNYM parku, w Reigate, czyli takim miasteczku, który jest bliźniakiem mojego Redhill. Tu macie zdjęcie fontanny w parku (aktualnie dookołą są piękne fioletowe kwiaty).


A tutaj fragment dużego placu zabaw w tymże parku:









Jestem naprawdę zaskoczona, są przemili. Wiadomo, na bank będą jakieś zgrzyty ale zapowiada się całkiem miło (wiadomo, to że teraz jest miło nie gwarantuje że zawsze bedzie, ale jakby od początku było okropnie... To wiadomo :D).
Pozdrawiam Was serdecznie. W Anglii dziś gorąco, serio!

sobota, 17 maja 2014

Już jutro wylot! Ostateczne prezenty dla hostów, bagaż itd.

Cześć Wam,
Już jutro rano lecę, więc to taka moja ostateczna informacyjna notka :

Moje ostateczne prezenty dla hostów to: polskie tradycyjne słodkości czyli opakowanie ptasiego mleczka i paczka pierniczków w czekoladzie oraz dwie książeczki dla maluchów: 2 bajki o Kubusiu Puchatku polsko-angielskie oraz kolorowanka dla najmłodszej, ze zwierzętami, podpisane są zarówno po polsku jak i po angielsku, a w środku są naklejki tych zwierzaków i cała strona małych naklejek z flagami polskimi i angielskimi ;D
Nie wydałam za dużo, bo przecież to obcy ludzie, ale chyba jednak nie ma tragedii i to całkiem miłe prezenty, czyż nie?



Mój bagaż: Mogłam wykupić 20 kg, ale po spakowaniu większości moich rzeczy do ogromnej torby ona była w połowie pusta i ważyła ok. 12 kg, więc uznałam że wykupujemy 15 kg i bierzemy mniejszą walizkę, do tego w ryanairze w cenie jest duży podręczny (10 kg) i mała torebka, więc nie powinno być problemu, bo w sumie mogę się spakować w 25 kg + przekąski do małej torebki, więc dla mnie super.

Wczoraj też było moje pożegnanie ze znajomymi, było ok. 10 osób w moim pokoik.  Tak sobie gadaliśmy, piliśmy piwo, a jak poszła większość i została nas 4 to graliśmy w karty i zmyli się przed 22 dopiero (a przyszli o 16) więc miło całkiem. Dostałam ogromne opakowanie nutelli (nie mam pojęcia dlaczego akurat nutelli?!), lakier do paznokci i kartkę ,,Trzymaj się" haha :D

Lecę jutro o 10.30 z Warszawy, o 12 (Chyba ichniejszego czasu) będę na miejscu. Do Warszawy mam 2 godziny drogi + trzeba być przynajmniej tą godzinę wcześniej, więc pewnie będę musiała wyjechać koło 6-6.30. No ale może w samolocie się prześpię.

Pozdrawiam Was serdecznie! :D

wtorek, 13 maja 2014

Prezenty dla host dzieci

Hej,
Ten temat jest bardzo "modny" u au pairek, niektóre naprawdę wydają fortunę, na kubki, zabawki, skarbonki, zawieszki, słodycze i ogromne albumy o Polsce.
Ja dzisiaj zakupiłam 1 część moich planowanych prezentów czyli: prezent dla dzieci i słodycze dla hostów, jeszcze przede mną część z prezentem dla hostów i słodyczami dla dzieci :D. Ja nie bawię się w wydawanie fortuny, planuje wydać ok. 40 zł i basta. Nie znam tych ludzi, to bardziej wkupienie się w ich łaski.
A więc udało mi się dzisiaj kupić coś, czego myślałam że już nie znajdę i w ogóle. I znalazłam to w sklepie MarcPol'u :D Jest to mianowicie książeczka, w której tekst jest i po angielsku i po polsku, długo szukałam czegoś takiego, a nie tylko pojedyncze słowka czy słowniczki na końcu strony.
Nie znalazłam zdjęć jej w internecie wiec porobiłam Wam własne :)
Książeczkę tą można zaczynać zarówno od początku jak i od końca - po prostu to dwa opowiadania w 1 tomie. Na każdej stronie jest kilka linijek po polsku, potem po angielsku, słowniczek. Na końcu każdej bajki jest kilka zadań dla maluchów

poniedziałek, 12 maja 2014

A może się poznamy?

Nabijać posty, niczego nie żałować! :D
A więc rzecz w tym, że z wieloma z Was wymieniałam maile, napisałam dziesiątki komentarzy i z niektórymi planuje przeróżne rzeczy (oczywiście N. że będziemy biegać po Londynie śladami Harrego Pottera) a tak naprawdę wcale się nie znamy! Więc opowiem Wam jakieś takie fakty wyjęte z mojego życia, które uważam za warte znania jak się już ze mną dłużej gada i liczę że mi się tym odwzajemnicie, bo w wielu przypadkach wiem gdzie będziecie mieszkać i co będziecie robić o 4 po południu we wtorki, wg. Waszego schedule a nie wiem jak macie na imię!
A więc zaczynamy!
Imię: Kamila (na drugie Maria, ale udawajcie, że mam tylko jedno ;D). Wiek: 18 lat, uroczona 6.11.1995 (czekam na paczki z prezentami -> lubię czekoladę jeżeli już tak chcecie wiedzieć). Mieszkam w niecnym Radomiu, moje obecne zajęcie to zdawanie matur, obżeranie się i leżenie do góry brzuchem. Mam rodzeństwo : brat lat 14, siostra lat 20 (rok i 3 miesiące starsza, nienawidzimy się, wiem tylko że studiuje w Krk). Chłopak: Obecny, na imię mu Karol ale jestem jedyną osobą która tak na niego mówi (ma taką ksywę jaką mój młodszy brat, więc chyba rozumiecie moje pobudki ;D). Uroczy, kochany, głupkowaty i wredny. Jak dziecko z 1,8 m wzrostu.
A tak poza tym to mam 155 cm wzrostu (więc liczę że nie będzie szoku jak mnie kiedyś spotkacie), ważę 50 kg, noszę okulary/soczewki, farbuję włosy na ciemną czerwień, naturalnie jestem szatynką. Oczy koloru jakby mnie ktoś węglem jeb... Posypał (mam brązowo-czarne oczy), obsesja na punkcie paznokci (wcieram w nie odżywkę 3-4 razy dziennie i co jakiś czas śpię w rękawiczkach, śmiesznie to wygląda, gacie, wyciągnięta koszulka i białe, eleganckie rękawiczki) oraz włosów (jak mi wypadnie wiecej niż kilka na raz to mogę się poryczeć, więc proszę je zostawić w spokoju)
Lubiłam czytać, ale teraz mnie to męczy (nie umiem skupić się na jednej czynności na raz, czytanie wyklucza inne czynności, więc mnie nudzi, ale ogółem lubię), uzależniona jestem od seriali (Doctor Who, Lost, Dwóch i Pół, Friends, The Walking Dead, Supernatural, Teoria Wielkiego Podrywu <- te seriale albo oglądam albo już obejrzałam i czekam na nowe odcinki). 
Mówię mega szybko i bezustannie, potrafiłabym zgubić własną głowę, gdyby nie to że jest na szczęście do mnie na stałe przymocowana i jeżdżę samochodem codziennie, a wciąż zapytana nie odpowiem po której stronie jest hamulec, a po której gaz. Przywaliłam dwukrotnie w auta na parkingu i raz w słup, również na parkingu, więc no, wiecie chyba o co chodzi.
Jestem ateistką, proszę na mnie nie krzyczeć ;D
Życiowe marzenie : Zostać sławną blogerką i zarabiać 30 tys. na zdjęciach stylizacji (no ale czekam, aż będę miała kasę na takie rzeczy :D).
No, to chyba już wiecie cokolwiek o mnie i możecie zweryfikować, czy jestem warta poznania czy niezbyt ;x
Wylatuję o 10 w niedzielę, więc zostało mi w sumie 6 dni. Zemdlałabym, gdyby nie to, że nie wiem jak to się robi.
Pozdrawiam, i dla tych którzy dobrnęli do końca, moja focia:

 

 
 




2 for 1 ! I must see!

Hejka,
Odkryłam fajną sprawę (wiedziałam o niej wcześniej, ale nie przyglądałam się wcześniej).
A więc chodzi o akcję 2 for 1, organizowaną przez National rail. Ogółem idea jest taka: Jeżeli pojedziesz do Londynu pociągiem, to 2 bilety na różne atrakcje w Londynie kosztują jak za 1.
Możliwe, że uda mi się znaleźć kogoś w mojej okolicy, ale nie pogardzę jeżeli któraś z Was chciałaby coś w Londynie ze mną zobaczyć za połowę ceny (nie ważne skąd jedziecie, byleby do Londynu).
Moim zdaniem jest to bardziej dla nas opłacalne niż London Pass (czyli taka karta, która uprawnia do darmowych wejść do wielu fajnych miejsc przez określoną ilość dni od 1 do 6), ponieważ wolę to sobie rozłożyć w czasie, szczególnie że nocować w Londynie raczej nie będę :D
Tutaj jest lista atrakcji: http://www.daysoutguide.co.uk/offers
U mnie na pewno w czołówce byłoby (kolejność alfabetyczna :D):
1. Ancient Lives: New Discoveries Exhibition at The British Museum czyli oglądanie mumii - 5 Ł za osobę
2.  Harry Potter London Tour of Location - 3 godziny oglądania miejsc w których był kochany Harry - 12,5Ł za osobę jeżeli wycieczka autobusowa, 5Ł za krótszą, pieszą (Wnioskuję że mniej się zobaczy),
3. Madame Tussauds ! Oczywiste, że trzeba zobaczyć. 15 funtów za osobę (Trzeba wybrać mało uczęszczany dzień i godziny, jeżeli nie chcemy stać 2 godziny w kolejce :D)
4. Tower Bridge Exhibition - gdzieś pomiędzy innymi atrakcjami można wstąpić, no bo być w Londynie i nie pooglądać Tower Bridge? Już za 3,5 funta :)
Ciekawią mnie też wycieczki śladami Beatlesów! 
Czekam na Wasze opinie o tych miejscach :D Już w tym tygodniu lecę, więc przydałoby się ogarniać powoli, jeżeli chcę tam coś ujrzeć!
Pozdrawiam


niedziela, 11 maja 2014

Krótko i zwięźle

Witam,
Dzisiaj krótko, zwięźle i do rzeczy, mianowicie:

AAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 
ZA TYDZIEŃ BĘDĘ JUŻ W ANGLII!!
AAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!

Dziękuje i pozdrawiam,
Kamila :D

czwartek, 8 maja 2014

Plan oszczędzania :)

A więc tak, jako że jestem jeszcze przed wyjazdem to sobie mogę pomarzyć o oszczedzaniu, życie to zweryfikuje.
Ogółem to ja muszę oszczędzać, nie ma że coś tam coś tam. Ogółem mój plan wygląda tak:
Powinnam dostawać 80 funtów tygodniowo
Ok. 15 funtów tygodniowo można przyjąć że wydam na jakieś przyjemności (kawka czy chipsy itd., co jakis czas jakiś ciuch za parę funtów, ale raczej nie co tydzień)
Jedna wyprawa do Londynu (ew. w jakies inne miejsce) tygodniowo (pozwiedzać, spotkać sie z kimś, zobaczyć coś itd.) - 8 funtów (w dwie strony, z railcard)
 Ok. 300 zł miesięcznie na bilety lotnicze (zapewne mniej ale + transport do lotniska), na tydzień to 15 funtów.
Inne - 10 funtów (jakieś extra podróże czy jak zgubię kasę lub coś zepsuję ;D)
Czyli ogółem powinno mi co tydzień zostawać w kieszeni 27 funtów, czyli 108 funtów miesięcznie. Nie ma tragedii, miłoby było tyle oszczędzać (co najmniej jedną tygodniówkę w miesiącu odkładać).
Liczę też na znalezienie jakiejś extra robotki, cokolwiek, extra babysittingi, coś w barze, żeby chociaż te 30 funtów miesięcznie mieć extra. Byłoby supcio.
A Wy coś oszczedzacie?
Jak w zeszłe wakacje pojechałam do Anglii na miesiąc to jak zarobiłam 400 funtów, tak z 370 przywiozłam (kupilam bluzkę, spodnie i dużo dużo paczek chipsów ;D) więc dla mnie odkładanie jeden tygodniówki to takie minimum. Ale chciałabym mieć także jakieś życie towarzyskie, gdzieś wychodzić itp. Bo jak będę całymi dniami siedzieć w domu to się z tęsknoty zabiję chyba :D
Ciągle się stresuje co do rodzinki, bo oni niby odpisali, że wszystko ok, ale potem znowu nic... Ehh.


środa, 7 maja 2014

Depresyjnie...

Ten blog to bardziej moje sprawozdanie z szykowania się do wyjazdu itd., a nie pamiętnik, ale podziele się z Wami co naprawdę czuję wobec tego rychłego wyjazdu. Owszem, cieszę się, nie wyobrażam sobie zostania w tym mieście czy kraju, to najlepsza dla mnie opcja itd. itp. Ale jest druga strona medalu - Ja mam chłopaka. I mam go już tutaj dłuższy czas, widzę się z nim niemal codziennie, 5 dni w tygodniu, każde popołudnie. To on mi pomaga jak mam wrażenie, że mój świat się rozsypuje na kawałki, z nikim nie zasypia mi się milej, nikt tak się o mnie nie troszczy.
Nie wiem jak było z Was, znakomita większość była wolna wyjeżdżając, wiele znalazło chłopaków na miejscu. Ja do mojego jestem przywiązana okrutnie, je u mnie obiady, nocuje, wozi mnie moim samochodem jak już się zmęczę prowadzeniem, nosi mnie do kuchni jak nie chce mi się iść... Oblicza mi czas na stoperze jaki mogę spędzić w Rossmannie (20 min. i out) i bawi mnie swoimi przysłowiami (znaczy to są niby normalne przysłowia ale w jego wydaniu brzmią np. ,, Przyganiał garnek kociołowi... Eeee") i nie odróżnianiem leżenia na brzuchu od leżenia na plecach (Serio, nie rozumie tego on).
I nagle mam go zostawić, od września nie było okresu żebym nie widziała się z nim dłużej niż  przez 10 dni z rzędu, zwykle maks. 3-4. On nie może wyjechać, jest w technikum i został mu jeszcze rok, może potem do mnie dołączy. I nagle mam być setki kilometrów dalej, ponad tysiąc... On nie chce żebym ja wyjechała, ja nie umiem zostać.
Przygniata mnie to okrutnie bo opcje są tylko dwie: albo marzenie, które chcę spełnić, albo marzenie które już się spełniło. Wybierając jedno tracę drugie. Owszem związki na odległość istnieją, ale to jest cały rok, ja będę latać, on będzie latać... Ale będzie w chuj ciężko.
Ehh... Nie mam na to siły i staram się o tym nie myśleć...



poniedziałek, 5 maja 2014

Co kupić, zabrać, wyrzucić?

Hejka,
Do wyjazdu zostało mi 13 dni, jestem w trakcie matur, ale co tam. Wiadomo, nie pakuję jeszcze się do toreb, ale myślę czego mi brakuje, co wezmę co zostawię, wiec to jest mój plan ramowy co muszę wziąć (i czasem kupić):
1. Ubrania of course, chociaż nie biorę całej szafy, bo tam też ubrania są dosyć tanie. Więc sprzedaję moje sukienki ( Link tutaj :D) itd. Ogółem to pewnie wyjdzie ok. 4 pary spodni, 3 pary butów (mam mało butów, nie z wyboru, po prostu 35 jakoś nie jest popularnie produkowanym rozmiarem :D), kilka sukienek itd. itp.

2. Prezenty dla rodzinki - obecny plan to zakup słodyczy (dlag hostów jakieś ładne czekoladki, dla dzieciaków cokolwiek co jest smaczne, ptasie mleczko itd.) oraz może takie legendy polsko-angielskie :) <- Do kupienia!

niedziela, 4 maja 2014

Mój schedule

Hej Wam,
Ja Wam o moim proponowanym rozkładzie dnia mówiłam już sporo, ale jest to rozsiane po różnych postach, komentarzach itp. Więc teraz Wam napiszę dokładny schedule jaki ja dostałam :) Oby się go jeszcze trzymali gdy do nich dojadę! Na żywca tłumaczone z ich pierwszego maila, dopiski moje :D

Na 3 dniowej podstawie (Wtorek, Środa, Czwartek) <- To są dni w które regularnie pracuję, od piątku do poniedziałku mam wolne.
Posprzątać po śniadaniu i ogarnąć wokół odpowiedniu, pościelić łóżka dzieciom. <- I to chyba tyle z mojej roboty rano :D
Odebrać R. o 13:30 (napisali mi o 13:30, nie w systemie 12 godzinnym, miłe :D), 20 min. pieszo od domu
L. i E. o 16:15 we wtorki, 15:05 w środy i czwartki (5 min. piechotą).
Dać im przekąskę, pomóc z pracą domową, sprawić by posprzątaki swoje sypialnie przed wykąpaniem wszystkich o 18.
(Opróżnić zmywarkę i pralkę gdy potrzebne).
Ugotować obiad dzieciom, gdy mama wraca późno (nie powinno często się to zdarzać).
Lekkie prace domowe:
Odkurzanie 2 razy w tygodniu i umycie mopem podłóg, zetarcie kurzy. <- Hostka zajmuje się kuchnią i łazienką.
Dodatkowe:
Baby sitting, prawdopodobnie 2 razy w miesiącu, pomoc z czasem kąpieli dzieci, kiedy tata podróżuje.
Kieszonkowe 80Ł

To tyle :D Czyli mam wolne pomiędzy dajmy na to 9-10 (nie wiem kiedy dzieci idą do przedszkola, a potem chwile ogarniać) a 13, każdego dnia + zazwyczaj wolne od piątku do poniedziałku, pełniutkie 4 dni. Ogółem to moja praca powinna wynosic około... 20 godzin tygodniowo + baby sitting raz na dwa tygodnie. Żyć nie umierać. Chyba, że nie ma ojca, ale to jeszcze nie wiem jak to będzie wtedy wyglądało ;D
Co myślicie? Jak wygląda Wasz rozkład dnia?
Czy rodzinki przestrzegają w miarę tego co Wam mówiły na początku? Ja już za DOKŁADNIE 2 tygodnie się przekonam.
I ratunkuuu, co ja mam kupić na wyjazd, co potrzebuje zabrać, czego Wam brakuje w UK, co zawsze zabieracie z PL... Masakra! :D
Pozdrawiam serdecznie,
Jutro piszę mature. FUCK.

piątek, 2 maja 2014

To do list! - Ulepszona :D

Czyli dzisiaj o tym co chcę (muszę!) zobaczyć gdy wyjadę :D Być może coś odejmę, coś dołożę, ale to taka wstępna lista:
Zacznijmy od klasyków, czyli i krótko i treściwie.
1. British Museum w Londynie - Oczywista oczywistość. Jedno z największych na świecie, ukierunkowany na historię starożytną.
2. Westminster Abbey - Świątynia anglikańska, żal nie zobaczyć miejsca gdzie został pochowany Darwin :)
3. Muzeum Figur Woskowych - Prawie jak spotykanie tych gwiazd na żywo, można potem nabierać znajomych.
4. Somerset House - Tutaj są obrazy Rubensa, Moneta, Van Gogha itd. A także bardzo fajny dziedziniec gdzie często są koncerty.
5. Piccadilly Circus - Plac i skrzyżowanie, ogromne reklamy, neony itd. Fajne miejsce, wiele wiele filmów było tam kręconych.
6. Miasto Bath- Miasto ze statusem UNESCO, podobno śliczne, więc warto zobaczyć.
7. London Eye - Miło byłoby zobaczyć miasto w całej okazałości :D
8. Muzeum Wiktorii i Alberta - Darmowe! Dużo dużo sztuki i wystaw, 4.5 miliona eksponatów! Podobno bardzo fajne.

A teraz już trochę z innej beczki

1. Moczary Dartmoor - Cóż za zachęcająca nazwa, czyż nie? Jest to Park Narodowy, bardzo oryginalny krajobraz, warto zobaczyć coś nowego. Prawie 1000 km2 niezamieszkałych przez ludzi. Tak na wypadek gdyby znudziło mi się bieganie co rusz do Londynu.
2. Loch Ness - To miejsce chyba wszystkim znane. W Szkocji, więc nie wiem czy uda mi się je zobaczyć. Podobno robi wrażenie. Chcę przy okazji zobaczyć też 3. Iverness . A nuż zobaczę Nessie?

Liczę że jakoś mi się uda, z rodzinką coś tam piszę, oschle jakoś, ale zobaczymy jak będzie po przyjeździe.
Moim głównym celem jest oszczedzanie, więc zbyt dużo na podróże wydawać nie mogę, ale coś tam, przy okazji może się uda :)