środa, 7 maja 2014

Depresyjnie...

Ten blog to bardziej moje sprawozdanie z szykowania się do wyjazdu itd., a nie pamiętnik, ale podziele się z Wami co naprawdę czuję wobec tego rychłego wyjazdu. Owszem, cieszę się, nie wyobrażam sobie zostania w tym mieście czy kraju, to najlepsza dla mnie opcja itd. itp. Ale jest druga strona medalu - Ja mam chłopaka. I mam go już tutaj dłuższy czas, widzę się z nim niemal codziennie, 5 dni w tygodniu, każde popołudnie. To on mi pomaga jak mam wrażenie, że mój świat się rozsypuje na kawałki, z nikim nie zasypia mi się milej, nikt tak się o mnie nie troszczy.
Nie wiem jak było z Was, znakomita większość była wolna wyjeżdżając, wiele znalazło chłopaków na miejscu. Ja do mojego jestem przywiązana okrutnie, je u mnie obiady, nocuje, wozi mnie moim samochodem jak już się zmęczę prowadzeniem, nosi mnie do kuchni jak nie chce mi się iść... Oblicza mi czas na stoperze jaki mogę spędzić w Rossmannie (20 min. i out) i bawi mnie swoimi przysłowiami (znaczy to są niby normalne przysłowia ale w jego wydaniu brzmią np. ,, Przyganiał garnek kociołowi... Eeee") i nie odróżnianiem leżenia na brzuchu od leżenia na plecach (Serio, nie rozumie tego on).
I nagle mam go zostawić, od września nie było okresu żebym nie widziała się z nim dłużej niż  przez 10 dni z rzędu, zwykle maks. 3-4. On nie może wyjechać, jest w technikum i został mu jeszcze rok, może potem do mnie dołączy. I nagle mam być setki kilometrów dalej, ponad tysiąc... On nie chce żebym ja wyjechała, ja nie umiem zostać.
Przygniata mnie to okrutnie bo opcje są tylko dwie: albo marzenie, które chcę spełnić, albo marzenie które już się spełniło. Wybierając jedno tracę drugie. Owszem związki na odległość istnieją, ale to jest cały rok, ja będę latać, on będzie latać... Ale będzie w chuj ciężko.
Ehh... Nie mam na to siły i staram się o tym nie myśleć...



3 komentarze:

  1. Wiesz, na pewno to będzie dla Was trudne, ale wydaje mi się, że prawdziwa miłość przetrwa wszystko :)
    Pomyśl, że tylko te 12 miesięcy i będziecie mogli razem zamieszkać w uk...
    Jasne, na początku będzie masakra, ale kto ma dać radę jak nie Wy :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Masz rację, że tutaj byłoby zbyt ciężko żyć.
    Trochę takiej rozłąki uczyni Was związek silniejszym, bez obaw ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja właśnie dzisiaj pożegnałam mojego księcia. Wpadł do mnie na kilka dni. W sumie to dopiero teraz jak przyjechał to zrozumiałam, że życie au-pair to codzienne zmaganie się z samotnością. Ale nam bardzo pomaga skype. Na początku byłam sceptyczna, ale z czasem zauważyłam, że po tych 3 godzinach na skypie jakoś tak mi lepiej, mimo, że kontakt jest czysto wirtualny. Tak więc trzymam kciuki i mam nadzieję, że host family nie ma nic przeciwko temu, by Cię odwiedzał. Pozdrawiam (:

    OdpowiedzUsuń

Wszelkie komentarze mile widziane :)